Usiłuję sobie przypomnieć moje dawniejsze doznania, gdy wchodziłem do
świątyni sztuki: zamek, muzeum, kościół, dom aukcyjny. Zawsze czymś innym był
dla mnie zamek czy kościół, a czymś innym instytucja taka jak muzeum,
gromadząca fragmenty sztuki i przeszłości. Zamek czy kościół same w sobie są
dziełami sztuki, które przetrwały wieki, a ja w takim otoczeniu czuję się mało
ważny i bardzo tymczasowy.
Wchodząc do zamku na przykład, na chwilę cofam się w czasie. Wyobrażam
sobie mieszkańców tego miejsca, ich życie, sławne osoby, które tam się
spotykały; fizycznie odczuwam ich obecność. To dla mnie odrobina wieczności,
jakże ulotna. Ja tu jestem tylko przelotem, a sztuka pozostaje. W kościele mogę
dotykać kamienia, posągów co jest zabronione w muzeum. (...) To nie do
pomyślenia, żeby poznawać je wyłącznie oczami. (...) Muzea – dla mnie to po
prostu magazyny (...). Wystawiane dzieła stanowią jedynie część tego co się tam
znajduje. (...) Te fragmenty zamknięte i porozdzielane przywodzą mi na myśl
dzikie zwierzęta w zoo. W ich przypadku, tak jak i w przypadku dzieł sztuki,
zamykanie ich z dala od naturalnego otoczenia jest wbrew naturze. (...)
Moi bliscy, którzy towarzyszą mi zawsze w muzeum czy podczas zwiedzania
zamku, są zaskoczeni szybkością, z jaką moje spojrzenie ogarnia całość
wystawianych dzieł i nagłym wzruszeniem, jakie nieraz odczuwam przed którymś z
nich.
Stephane Breitwieser, 2007, Wyznania złodzieja sztuki, Warszawa: MUZA
SA