|
Muzeum-skansen Regionu Sokołowskiego Mariana Pietrzaka |
|
Adam Mazur zauważa, że współczesne Gabinety Kolekcjonerów
ulegają „stłamszeniu” przez muzea naukowe.
Ale w ponowoczesnym świecie na powrót znajduje się miejsce także i dla tych
wyjętych spod muzealnego prawa „specyficznych gabinetów osobliwości”, które
stanowią swój własny – z punktu widzenia porządku muzeum –„nie-porządek”,
starając się być nieco cieniami muzeum, ale ceniących również swoją
nieskrępowaną wolność w panowaniu nad rzeczami. Muzea prywatne i prywatne kolekcje,
w swojej niekiedy przypadkowości doboru rzeczy, gromadzeniu „wszystkiego”,
małej selekcji, nie narzucają swojego PORZĄDKU. Ten porządek jest wytworzony
jakby samoistnie, można go określić jako „naturalny”,
„staje się” poprzez rzeczy na które zbieracz w swoich
poszukiwaniach trafia, bądź jemu się trafiają; bo to rzeczy na swój sposób
wybierają zbieracza. On staje się ich posłusznym medium w tej walce o
wyobrażoną wieczność.
|
Prywatne Muzeum Tadeusza Barankiewicza w Woli Rębkowskiej |
Muzeum prywatne powstaje spontanicznie, co nie znaczy, że
pozbawione jest idei, a jedynie twardych procedur muzeum naukowego, wśród
których selekcja jest jednym z ważniejszych kryteriów tworzenia kolekcji i
zbiorów wogóle. „Miękkie” zasady muzeum prywatnego sprawiają, że ma ono
bardziej „ludzki”, a nie teoretyczny wymiar.
Muzea naukowe postępują zgodnie z zasadami muzealnictwa i
muzeologii , muzea prywatne dostarczają nam „prostych” informacji w oparciu o
zgromadzone przedmioty i wiedzę właściciela. Ale dostarczają nam jeszcze czegoś
niewymiernego: wzruszeń i poezji. W muzeum prywatnym wzruszenie jest możliwe. Dariusz
Czaja, pisze we wstępie do fotografii Andrzeja Kramarza: „Mamy współczucie dla
tej kolekcji rzeczy, tak ostentacyjnie „biednej”’
przy czym pojęcie „biedna”
nie tyczy dosłownej bezwartościowości rzeczy. Tez zbiory są „biedne”, bo bliskie
„życia”, ze śladami „zużycia”, kryją lichość życia i prawdę przemijania. Ale
przecież zdeponowane w „składzie” kolekcjonera rzeczy przebywają przecież nie
jako „rupiecie”
,
dla każdego zbieracza funkcjonują jako precjoza. Uratowane z przeszłości, przez
sam ten fakt stają się uświęcone.
Na ogół nie są jednak idealnie poddane sposobom muzealnej
konserwacji, idealnie przechowywane wg ściśle określonych konserwatorskich
wytycznych (obejmujących temperaturę, wilgotność, oświetlenie), „idealnie”
traktowane, przenoszone w rękawiczkach, przewożone w specjalnych warunkach, jak
w muzeach naukowych. Bliższe codzienności, stoją trochę pomiędzy „prawdziwym
życiem” a „prawdziwym” muzeum. Może szybciej odnajdziemy w nich siebie i
naszych przodków, swoje osobiste historie.
|
Muzeum Chleba w Warszawie |
|
Reasumując – jeśli jesteśmy wykwalifikowanymi muzealnikami,
którzy zdobyli stopnie muzealnej hierarchii, przechodzą przez kolejne stopnie
muzealnych wtajemniczeń, to na początku mamy pewien problem z muzeami
prywatnymi, z ich zbiorami, ekspozycjami, niemuzealnym sposobem konserwacji
obiektów. Jesteśmy nauczeni jak należy przeprowadzać kwalifikację do zbiorów,
jak obiekty powinny być przechowywane, wreszcie jak powinny być zorganizowane
wystawy – zaczynamy od koncepcji, piszemy scenariusz, wreszcie zatrudniamy
plastyka. I tu jako autorzy wystaw muzealnych ulegamy często pokusie
estetyzacji, a naładowany sensami przedmiot pokazujemy w rozbudowanej oprawie
plastycznej. Nie wartościując, ani jednego ani drugiego sposobu możemy dostrzec
różnicę i tę czysto formalną i tę na poziomie odczytywania ich znaczeń. Ale jednak,
nawet my profesjonaliści lubimy czasami proste wzruszenia nad rzeczą. Potrzebujemy
ich wszyscy. Muzea prywatne w swoim niewyidealizowaniu tych wzruszeń nam
dostarczają. Za to, ich twórcom dziękujemy. I także ja jako kustosz może mam
pewien problem z ekspozycjami w muzeach prywatnych, ale jako zwiedzający
„kupuję” tę poetykę.
|
Muzeum-skansen Regionu Sokołowskiego Mariana Pietrzaka | |
Adam Mazur, Od
Biblioteki do Kunstkamery. O najnowszym projekcie Nikolasa Grospierre’a,
2008, [w:] Kunskamera, Warszawa:
Nicolas Grospierre
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz