Wszystkim nam wydaje się, że muzealnictwo, kolekcjonerstwo to coś bardzo szlachetnego, ciekawego. Szanujemy kolekcjonerów, ich pasję, trud i poświęcenie. Jednak ta perspektywa bywa, moim zdaniem, wybitnie deklaratywna. Okazuje się bowiem, że np. na wsi czy w małym miasteczku nie zawsze jest tak pięknie bo "zbyt wysokie kominy się obcina".
Wszyscy znamy teorię globalnej wioski, ale to że "wszyscy" mają telewizję, używają telefonów komórkowych, ubierają się w sieciówkach i kupują jajka w sklepie zamiast hodować kury nie oznacza, że życie w małych społecznościach będzie wyglądało tak samo jak w dużych, miejskich aglomeracjach.
Przekonują się o tym niekiedy ci, którzy swoją pasję realizują na wsi. Niby banał, ale prawda.
Co z realizowaniem pasji jeśli niemal każdego dnia staje się w konflikcie pomiędzy własną niezależnością, a uczestniczeniem w życiu lokalnej społeczności? Gdyby kolekcją były kwiaty, książki czy lalki prawdopodobnie nikt nie miałby powodu do narzekań, ale jeśli są to autobusy?
Narzekają sąsiedzi, ludzie gadają, sołtys mówi, że to fajna sprawa, ale co myśli naprawdę - nie wiadomo.
Pojawienie się badacza w takim otoczeniu jest ryzykowne. Zastanawiam się czy pomogłam czy zaszkodziłam, a może zamieszałam i zniknęłam... Zdaje się, że badani pomyśleli, że "węszę".
Słowo badania społeczne - sami wiecie, że brzmi enigmatycznie. Żeby wszyscy wiedzieli o co może chodzić mówimy czasem, że robimy reportaż - robię zdjęcia i wywiady, potem będzie artykuł. Tak jest prościej.
Taka wiejska perspektywa podobna jest czasem do społeczności zamieszkującej jedną kamienicę czy klatkę schodową w bloku. Te same zachowania, problemy, ograniczenia ale w innej przestrzeni. Tylko założenia, zdawałoby się, nieco inne. Mówi się, że miasto ma jednak taką podskórną zasadę niezależności i anonimowości wpisaną w swoją specyfikę - w uproszczeniu - w mieście się bardziej korzysta, zarabia, zdobywa, na wsi się mieszka, żyje. Okazuje się, że też nie - tu zużywają się schody, zostawia się błoto na klatce, tupanie przeszkadza sąsiadom na dole...
Może to nie wieś - miasto, może to my - Polacy.
Martwię się - zastanawiam co było dalej. Co wydarzyło się w tych miejscach po tym, jak z nich wyjechałam..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz