Pan Marian Pozorek/Muzeum Chleba |
Prezentacja kolekcji jest zawsze autoprezentacją jej twórcy[1]. Podobnie muzeum prywatne jest indywidualną opowieścią jego właściciela, to on tworzy narrację dającą się z kolekcji odczytać. Kolekcjoner zbierając wybrany przez siebie rodzaj przedmiotów, może uwzględniać ich dotychczasowe intersubiektywnie podzielane znaczenia, może również nadawać im nowe.[2] Przedmioty wskazują poza siebie i na siebie[3] Jako niezależny właściciel swojego zbioru cieszy się niepodzielną wolnością w tym względzie. Może zorganizować zbiór dowolnie wg siebie i zawsze będzie to prezentacja idealna. (...) znaczenie przedmiotów „jest tworzone, zarówno przez mentalne, jak i fizyczne aranżowanie ich w zbiory’[4] , a one same mogą (...) przenosić prawdziwą część przeszłości do teraźniejszości, ale również nieść nieustanną symboliczną reinterpretację (...).[5]
Pan Marian Pietrzak/Muzeum-skansen ziemi sokołowskiej |
Sam kolekcjoner jest w swoim
muzeum „bytem” mu przypisanym: to on najczęściej oprowadza, przekazując swoją
wykreowaną historię. Historia-opowieść w muzeum personalizowanym jest historią
procesu kolekcjonowania zbieracza, czyli jego osobistą historią sprężoną z
historią tych do których należały kiedyś zebrane rzeczy – „pasywne zasobniki
ludzkich intencji”[6].
Stanowi wypadkową pierwotnych właścicieli i historii ich życia, którzy
jednostkowo, bądź zbiorowo „przemawiają” z przeszłości poprzez mające z nimi
związek rzeczy i kolekcjonera, który przejmując taki zestaw „nakłada” nań swoją
wizję. Rzeczy są dobre do myślenia[7]. Mimo swojej biologicznej
bierności, poprzez fizyczny byt rozpoznawalnej zmysłami, ustrukturalizowanej
materii, aż do zaistnienia w kulturze – rzeczy dają asumpt do tworzenia
własnych przemyśleń wszystkim tym, którzy się z nimi zetkną. Działają
pobudzająco i zapraszają do własnych odniesień i reinterpretacji (poza interpretacją
wprowadzającego kolekcjonera). Ale to zawsze właściciel ustanawia tu swoje
prawa, decydując o kształcie stworzonego od początku do końca przez siebie
miejsca. Jest tu demiurgiem.
Pan Wiktoryn Grąbczewski/Muzeum Diabła |
Niektórzy kolekcjonerzy przygotowują scenariusz i
organizują zbiór wg określonych założeń (np. Pan Wiktoryn Grąbczewski
zorganizował swoją kolekcję wg układu Kolberga), u innych ekspozycje sprawiają
wrażenie nieładu i niezorganizowania (np. głosy zwiedzających wystawę Mariana
Pietrzaka; Barankiewicz z kolei przygotował ekspozycję werystyczną, która miała
oddawać „życie wsi garwolińskiej”). Ale dzięki temu, że ich sposób
interpretacji nie jest arbitralny, w sposób niezamierzony, ekspozycje w muzeach
prywatnych są w pewnym sensie polifoniczne, dają się odczytywać na różne
sposoby, dopuszczając różne interpretacje.
(...)
Nie jest to muzeum piękne, czy zasobne,
ale ja 30 lat już to zbieram.
(...) i w tym moim muzeum nie ma karteczek, nie ma opisów, bo uważam, że to jest
takie dla mnie – może ja źle to odbieram, ale ja uważam, że jeśli ja opowiem i
każdą rzecz pokażę, przedstawię i opowiem jej
historię, to ta historia będzie
bardziej zapamiętana, niż karteczka na której pisze, iż jest to kołowrotek do
wyrobu nici z wełny lub lnu, który może być różnie kojarzony. A wydaje mi się,
że jak się pokaże, przedstawi, to dzieciaki, też zwiedzająca starsza osoba,
która nie miała z tym do czynienia, bardziej w pamięci im zostanie. To wymaga
myślenia, ale dzieciaki mają pomysły, ale niektórzy niezłe te skojarzenia mają.[8]
Pan Tadeusz Barankiewicz/Muzeum Wsi Garwolińskiej |
To we właścicielach kryje się
serce, jądro tych muzeów, ich dusza. Wzruszenia pojawiają się podczas każdego
oprowadzania, każdego kontaktu z deponowanymi rzeczami. Muzea prywatne tworzą
indywidualne teksty kultury. Są tekstem do czytania. Ten tekst został stworzony
przez ich właścicieli. Rzeczy są tylko i aż materialnym wykładnikiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz