Ludzie zbierają rzeczy dla ich pamięci, dla odniesień,
kontekstów, historii indywidualnych i zbiorowych, dla całego bagażu, który ze
sobą niosą. Jesteśmy zależni od rzeczy,
wszyscy się nimi otaczamy, choć jedni redukują je do minimum, a inni są
„graciarzami”, są i tacy pośrodku, którzy posiadają tyle ile im potrzeba. Ci
określani mianem „graciarzy”, bądź „dziwaków”, owładnięci są głęboko tkwiącym w
nich imperatywem zbierania i ocalania przedmiotów z przeszłości, a każda rzecz jest dla nich skarbem. Zbierają trochę
z sentymentu, dla wspomnień, które te przedmioty budzą, dla ich urody, z żalu
przed wyrzuceniem, które byłoby ostatecznym dla nich unicestwieniem, dla ich
realnej bądź domniemanej wartości, z podziwu nad materią przedmiotów- ich
„cielesnością” i wnętrzem, (nie mając na myśli fizycznej budowy materii;). Transportują
je w przyszłość, by były świadectwami przeszłości. Ich potrzeba zbierania
wynika z osobistej pasji i potrzeby posiadania. Ci którzy przechodzą etap „zbiorów
personalnych” i chcą się podzielić nimi ze światem – zakładają prywatne muzea.
Rzeczy same w sobie
to jedno, a drugie to wiedza na ich temat, wiedza indywidualna i historyczna.
Przekonuje mnie o tym stuprocentowo oprowadzając po swoim muzeum wsi Woli
Rębkowskiej – z punktu widzenia muzealników – być może „laik”, ale z ogromnym
zasobem wiadomości i tzw. szerokimi horyzontami – Pan Tadeusz Barankiewicz[1].
Pierwsze piętro to etnograficzna klasyka – obiekty z przełomu wieków XIX/XX
oraz XX wieczne, czyli świat przeszły znany Barankiewiczowi z opowieści
najbliższych, które "zapisuje" w swojej głowie oraz autopsji. Dzięki genialnej pamięci zna doskonale zasłyszane historie z życia rodziny,
wsi i okolicy, pochodzące z przekazu ustnego od pokoleń. Każdy przedmiot jest
tu opowiedziany, każdy wpleciony w kontekst życia człowieka, rodziny, wsi – małej
i dużej historii: zapisana w kajecie historia dziadka pana Tadeusza, i kołyska,
która bujała wiele dzieci, ale w której być może także niejedno dziecko zmarło,
tekturowy tornister z którym mali uczniowie brnęli po kilka kilometrów do
szkoły, i ławka – świadek niedoli rodziny, i ręczne „pralki”, którymi prały
spracowane dłonie kobiet, kołowrotki na których przędły i krosna na których
tkały... te didaskalia pana Tadeusza można mnożyć.
Niewiele trzeba,
żeby sobie wyobrazić moment kiedy te nieme przedmioty żyły, bo pan Barankiewicz
pomyślał także o żywym słuchaczu – można usiąść w fotelu i słuchając go zaprojektować
sobie opowiadane przez niego obrazy. Uwiedziona, (choć znająca te sprawy) czuję
co mogą czuć młodzi zwiedzający słuchający tych emocjonalnych opowieści – są na
pewno pod wrażeniem w zderzeniu z cyfrową rzeczywistością. Ale trzeba zejść
także niżej, bliżej ziemi – a tam na parterze historia transportu: powozy,
dorożki, pierwsze samochody, wreszcie miłość pana Tadeusza – zabytkowe
motocykle. Dodajmy, że pan Tadeusz Barankiewicz jest także prezydentem prężnie
działającego Weteran Tur Klubu Garwolin[2]. oraz kataryniarzem[3]. A wszystko zaczęło się
niewinnie 20 lat temu od złożenia zabytkowego zegara szafkowego. Od tego czasu
przybyło kilka setek rzeczy, mniejszych i większych, „pospolitych” i
wyjątkowych, mniej wartościowych i cennych, rzadkich i „białych kruków”… Zbiory
rozrastają się, pączkują, z domu wyszły do osobnego budynku, z pierwszego
piętra zeszły na parter, rozrastają się w ogrodzie…
Kolekcjoholizm
jak każdy nałóg wciąga, panuje nad człowiekiem, domaga się ciągle dostarczania
potrzebnej substancji, nie pozwala na zerwanie. Każda rzecz na horyzoncie, na
targu staroci, w antykwariacie, aukcji internetowej lub choćby informacja o
potencjalnym nabytku sprawia, że kolekcjoner zachowuje się jak nałogowiec włącza
się mechanizm przymusu, a on dąży do zaspokojenia. „Kombinuje” tak, by
upragniony przedmiot zdobyć. Każdy – holizm nie jest nigdy do końca zaspokojony,
zawłaszcza czas, przyporządkowuje życie, dominuje, ale ten – jeśli przynosi
straty to jedynie materialne dla kieszeni. Z tym muszą się pogodzić najbliżsi.
My z boku możemy podziwiać determinację, zapał, intuicję, zasoby wiedzy,
społeczne zaangażowanie. Zbieracz/kolekcjoner jest altruistycznym egoistą.
Zaspokaja swoje potrzeby, ale dzieli się „zdobyczą” z innymi – mowa o tych,
którzy swoje zbiory/kolekcje upublicznili, ale większość z nich do takiego
etapu dochodzi, bo tylko w publicznej konfrontacji można się zmierzyć z wagą
swojego istnienia i posiadania.
I
chociaż nie uratujemy wszystkiego co warto uratować, to dzięki takim ludziom
jak pan Tadeusz Barankiewicz, którzy w swoich lokalnych społecznościach
przywracają utraconą wiedzę historyczną i pamięć o rzeczach codziennych, idea
„posiadania świata w rzeczach” czyni świat światem otwartym. A prywatne muzeum
Pana Tadeusza Barankiewicza jest otwarte dla każdego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz