Przedmioty,
które trafiają do kolekcji stają się martwe dla czasu i przestrzeni swego życia,
wyjęte z życiowego obiegu, zdekontekstualizowane, zyskują tu swoją
nieśmiertelność. Czas w kolekcji jest unieruchomiony w wiecznym „teraz”. Taka
pozaczasowa perspektywa bliska jest boskości, a dzięki niej zbieracz dotyka
sacrum (...)Być może największą korzyścią
z kolekcjonowania dla większości kolekcjonerów jest ta, którą bardzo trudno im
wyartykułować: korzyść z uzyskania kontaktu z samo przekraczającą
(self-transcending) świętością lub magią w ich życiu[1]
W wydaniu idealnym sama kolekcja nigdy
nie może być dla zbieracza skończona, który nigdy nie ma „dość” kolejnych
precjozów, bo zamknięcie kolekcji oznaczałoby „śmierć kolekcjonera” (czasami staje
się tak rzeczywiście, że kolekcjoner podejmuje decyzję o zakończeniu zbierania,
ale dzieje się tak najczęściej pod koniec życia, kiedy kolekcjoner chce
uregulować sprawy swojego zbioru i rzeczywiście troszczy się o jego los, chce
mieć wpływ na to co się później z kolekcją stanie, dokąd zostanie przekazana,
bądź kto ją przejmie; Marian Pietrzak chciałby, żeby jego muzeum-skansen za
pewną gratyfikację przejęło miasto, z kolei życzeniem Wiktoryna Grąbczewskiego
jest ulokowanie zbioru w Muzeum w Łęczycy ). Pragnieniem kolekcjonera jest ulokowanie kolekcji w muzeum, ponieważ to
ono właśnie gwarantuje jej wartość i unieśmiertelnia samego zbieracza, uznając
jego trud i jego samego.[2] (...)wyrażają życzenie,
żeby zbiory mogły przejąć jednostki państwowe.
Zbieracz poszukuje niestrudzenie,
bo kolekcja jest jego nieskończonym marzeniem.
Małgorzata Jaszczołt: W kolekcji musi być dużo ?
Tadeusz Barankiewicz: Ma pani rację – w kolekcji musi być dużo.
Dlatego też...
M.J.: ...kolekcjoner nigdy nie przestaje...
T.B.: Kolekcjoner nigdy nie będzie usatysfakcjonowany...
M.J.: Kolekcja nigdy nie będzie zamknięta...[3]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz