9/26/2012

Droga do Przedpiekla, czyli krótka relacja z wizyty w Muzeum Diabła Polskiego

"Diabeł ma tyle cukru w sobie, że grzech czyni słodkim" 
Ta sentencja widnieje na jednym z obiektów - blaszanej cukiernicy. Diabły to nie są aniołki - doskonale wiemy, że ich powinnością jest kuszenie. Ale jeśli postawimy diabła w roli tego, który namawiając uświadamia, to mamy beneficjenta, który bierze na swój karb grzechy i grzeszki. Kulturowa rola diabłów polega na uwypukleniu ludzkich przywar. Temu służy warstwa słowna - legendy i opowieści oraz wizerunkowa. Takie jedyne w swoim rodzaju - i bodaj największe na świecie - nagromadzenie przedstawień diabła uświadamia, jak daleki od chrześcijańskiej wizji Złego - jest wymiar ludyczny. Zapominamy o wielkim złym diable mając przed sobą setki zabawnych diabełków.

   
Ale jak wkroczyć do tego mrocznego świata, opanowanego przez "diabelskie moce"? Blok-wieżowiec na warszawskim Mokotowie, który nie zapowiada niczego szczególnego, ale to w nim ukryte jest "tajemne miejsce".








Pan Wiktoryn zabiera mnie do swojego mieszkania i już po drodze na klatce witają mnie diabły: wiszą już na ścianach wydzielonego korytarza (sąsiedzi wyrazili zgodę na tę ekspozycję i dumni są ze "swojego muzeum"). W domu zaanektowały pokój pana Wiktoryna, ale sedno tkwi w sferze dolnej - piwnicy.







A więc otwieramy pierwszą kratę i schodzimy w dół po schodach, zostawiając poziom 0, przenosimy się do dolnej sfery.





 


Przemierzamy piwniczny korytarz i JEST... Na kowalskiej kracie wisi diabeł i to zwiastuje, że piwnica zwykła piwnicą nie jest.

                                 
Dalej za przedsionkiem - na prawo pracownia do konserwacji, na wprost - rzeczone Przedpiekle, gdzie można zapoznać się z całą plejadą diabłów.






Ale żeby to było możliwe trzeba umówić się z panem Wiktorynem telefonicznie, a to nie takie proste, bo z racji licznych obowiązków w tej chwili oprowadza rzadko. Czuję się więc tym bardziej zaszczycona, że mogę z tak bliska poobcować z jego diabłami. Jest i dosłownie i metaforycznie. Z braku innych możliwości - muzeum w piwnicy dużego bloku w dużym mieście- dla takiej kategorii obiektów wydaje się być strzałem w "10".

Zamiast zakończenia
Właściwie tę refleksję mogłabym pisać jak mantrę  zmieniając tylko nazwiska badanych - za każdym razem jestem naładowana pasją zbierania i pasją kolekcjonowania "naszych" kolekcjonerów i zbieraczy, ich chęcią dzielenia się swoimi zdobyczami z innymi. Każdy z kolekcjonerów ma pewne "skrzywienie" na punkcie swojej kolekcji, widzianej jako "odbicie świata". To zapatrzenie to wynik "nieuleczalnej choroby", zwanej pasją kolekcjonerską, która pozwala żyć, pod warunkiem nieustającego gromadzenia rzeczy i pielęgnowania ich, bo rzeczy oswojone wymagają troski. Wskazane jest także  ujawnienie choroby - "coming out", jak uczynili nasi badani, poprzez założenie prywatnego muzeum. Każdy "coming out" daje wyzwolenie, tworzy nową sytuację i odkrywa zainteresowanego dla siebie i dla innych.  
Chcę wracać do tych ludzi, do ich opowieści, do ich kolekcji.


    

8 komentarzy:

Unknown pisze...

ale zakręcony facet, muzeum w wieżowcu, ciekawe co jego żona na to mówi? jak mozna zobaczyć to muzeum?

muzea prywatne pisze...

Muzeum znajduje się w Warszawie w domu na ulicy Bukowińskiej 26. Zwiedzanie dobrze umówić uprzednio z właścicielami: Zofią i Wiktorynem Grąbczewskimi (tel. 22 843-55-35)

PS My też nie możemy wyjść z podziwu... Miejsce zadziwiające, ale i perfekcyjne pod tego typu kolekcję!

MaJa pisze...

Żona jest jak najbardziej za i nie ma nic przeciwko. Wszystkie żony kolekcjonerów podążają przykładnie a mężami;) Może powinnam napisać coś o poznanych żonach kolekcjonerów, jeśli okazuje się, że to ciekawi, jak odnajdują się najbliżsi zawładniętych pasją zbieraczy, czy to wpływa na ich życie.
A Muzeum Diabła ma swoją stronę
http://www.diabelpolski.eu/przedpiekle/o_muzeum.html
Natomiast pan Wiktoryn rzadko już zgadza się na oprowadzanie - dla mnie (znaliśmy się zawodowo wcześniej)i dla projektu zrobił wyjątek. Chce jeszcze dokończyć parę zaczętych książek i nie ma już tyle siły i czasu.
A co dalej ? Życzeniem pana Wiktoryna jest, żeby jego zbiory trafiły do Muzeum w Łęczycy, jego miasta rodzinnego. Na razie przebywają ciągle incognito w wielkomiejskim podziemiu, otoczone czułą ochroną właściciela.
Ale próbować pewnie można.
Jeśli się nie uda obiecuję kolejną relację.

MaJa pisze...

http://muzeaprywatne.blogspot.com/2012/07/pod-kuratela-diabow-w-przedpieklu-czyli.html
A tu jest trochę więcej.

MaJa pisze...

Sprostowanie. Czasami jest tak, ze inaczej zapamiętujemy czyjeś słowa. Właśnie odsłuchuję do transkrypcji wywiad z Panem Wiktorynem i słyszę, że jak ktoś zadzwoni to nie odmawia oprowadzenia po muzeum.
A zatem do dzieła.

Unknown pisze...

Dziękuję za odpowiedzi, a szkoda, ze ludzie malo piszą w komentarzach, bo ja osobiście uważam, że prowadzicie ważne badania, ale i pokazujecie bardzo ważne pasje ludzi i jak to robią.
Obiecuję, ze do Muzeum Diabła wybiorę się na pewno. Właściciel tego muzeum, jak jest z Łęczycy to dlatego się pewnie zainteresowała taką kolekcją?
Dziękuję i życzę powodzenia w dalszej pracy badawczej.
Arkadiusz Markowski

MaJa pisze...

Dokładnie tak, wszystko przez łęczyckiego Borutę, na którym - a konkretnie na opowieściach o nim - został pan Wiktoryn wychowany. Jak sam mówi "Boruta nie jest 'zły', tylko nasz łęczycki"'.

Unknown pisze...

To jest niezłe miejsce, ludzie mają jednak fantazję, niezły zbiór.

Prześlij komentarz